Autoanaliza – terapia samego siebie
Czy autoanaliza, czyli prowadzenie terapii na samym sobie jest możliwa?
Jak rozpocząć autoterapeutyczny proces głębszego poznania siebie? Jak praktycznie zastosować autoanalizę?
Bazując na podejściu Karen Horney i własnych doświadczeniach spróbuję odpowiedzieć na te pytania i podać kilka wskazówek na temat tego, jak ogólnie wygląda proces autoanalizy.
Autoanaliza okazjonalna
Mówiąc o terapii na samym sobie zakładam, że jest to intencjonalne działanie, a nie przypadkowy wgląd. Taka nieświadoma autoterapii występuje często i jak najbardziej ma terapeutyczne działanie natomiast różnica jest taka, że dzieje się ona w sposób niezamierzony i intuicyjny. Nie będziemy się tu zajmować tego typu działaniami, z których korzysta każdy z nas. Horney nazywa to „autoanalizą okazjonalną” i według niej:
„Autoanaliza okazjonalna jest stosunkowo prosta i przynosi niekiedy natychmiastowe rezultaty. Mianem autoanalizy okazjonalnej określić można postępowanie każdego uczciwego wobec siebie człowieka starającego się wyjaśnić prawdziwe podłoże swych emocji i zachowań”
(Horney, 2014, s. 140)
Także kontakt ze sztuką ma właśnie takie właściwości, że często działa terapeutycznie na odbiorcę czy samego artystę, chociaż nie było takiego zamierzenia. W tym tekście skupię się jednak na autoterapii jako celowym i świadomym sposobie pomocy samemu sobie. Autoterapią przez sztukę zajmę się w innym razem.
Samemu i szybko?
Na wstępie podkreślimy dwie ważne kwestie. Po pierwsze autoterapia jest możliwa i przynosi dobre efekty. To jest fakt. Jednak potrzebna jest do tego albo jednoczesna psychoterapia lub jakaś forma superwizowania takiego procesu. Jak mówi Horeny:
„Nie ośmieliłabym się jednak poruszyć kwestii autoanalizy, jedynie opierając się na rozważaniach teoretycznych. Odwagi do podjęcia tego tematu i poważnego rozważenia dodało mi doświadczenie terapeutyczne, dowodzące, że autoanaliza jest możliwa – doświadczenie moje, moich kolegów j pacjentów, których zachęcałam do pracy nad sobą w przerwach między sesjami psychoanalitycznymi. Te udane próby autoanalizy nie dotyczyły jedynie powierzchownych trudności. Przeciwnie, w niektórych wypadkach chodziło o rozwiązanie problemów, do których w powszechnym mniemaniu nie sposób dotrzeć, nawet z pomocą psychoanalityka. Jednak we wszystkich tego rodzaju sytuacjach musiał zostać spełniony jeden warunek: każda z osób dokonujących autoanalizy, zanim zdobyła się na odwagę i spróbowała sama zajrzeć w swoje wnętrze, korzystała wcześniej z pomocy psychoanalityka, a to oznacza, że znana jej była procedura psychoanalizy i wiedziała z doświadczenia, że najważniejsza w niej jest bezwzględna uczciwość wobec siebie”
(Horney, 2014, s. 24
Czyli poza bezwzględną szczerością potrzebny jest też drugi człowiek, który będzie przynajmniej co jakiś czas monitorował nasze działania. Ponieważ – i tu pojawia się druga kwestia – trzeba mieć świadomość, że autoterapia to bardzo wymagający proces. Na drodze do poznania siebie i pomocy sobie czyhają różne pułapki. Obecnie mamy ogromną ofertę książkowych poradników, internetowych warsztatów i kursów proponujących szybkie metody poznania i uleczenia samego siebie. Karen Horney zauważyła to zjawisko już w latach czterdziestych XX wieku:
„Wszystkie tego rodzaju publikacje sugerują, jakoby poznanie siebie było rzeczą bardzo prostą. Podkreślmy: jest to złudzenie oparte na pobożnych życzeniach, które może nas drogo kosztować. Ci, którzy wkroczą na tę – jak im obiecywano – łatwą ścieżkę, albo wbiją się w pychę, przekonani, że poznali siebie dogłębnie, albo zniechęcą się na pierwszej poważnej przeszkodzie i zrezygnują z poszukiwania prawdy, uważając to za niewdzięczne zadanie. Unikniemy tych niebezpieczeństw, jeśli będziemy pamiętać, że autoanaliza to proces uciążliwy, powolny, czasem z konieczności bolesny i rodzący wstrząs, wymagający zaangażowania wszystkich naszych twórczych sił”
(Horney, 2014, s. 16)
Myślę, że powyższa myśl jest bardzo aktualna dzisiaj. Samopomoc staje się obecnie tematem bardzo marketingowym. Techniki i metody są dosłownie wciskane ludziom i sprzedawane. Ponieważ ludzie szukają pomocy. Szukają, bo cierpią. Na takie wewnętrzny, bolesny stan emocjonalny nie pomoże ani pigułka, ani używki, ani rozrywki, zakupy, podróże. Są to chwilowe „zagłuszacze” cierpienia. Tak samo działają sprzedawane w Internecie kursy i metody oraz poradniki książkowe. Działają krótkoterminowo. Oferują szybką i prostą zmianę, a tak naprawdę sprzedają samą „nadzieję” zmiany. Oczywiście wszystko zależy od naszego zaangażowania i szczerości wobec siebie. Nie chcę demonizować ofert bazujących na samopomocy. Korzystanie z tego typu poradników czy kursów może być dobrym startem do dalszych poszukiwań. Proces autoanalizy też może pozostać jedynie mglistą nadzieją na zmianę, kiedy nie podejdziemy do tego z powagą, zaangażowaniem i co już wspominała autorka „Autoanalizy” z bezwzględną uczciwością wobec siebie.
Trzy zadania autoanalizy
W tym artykule z pomocą Karen Horney spróbuję w skrócie nakreślić jak rozpocząć właśnie taki proces autoanalizy. Zaczynamy. Oto: „[…] trzy główne zadania, przed którymi staje pacjent poddający się psychoanalizie. Pierwsze to wyrazić siebie najpełniej i najszczerzej, jak to możliwe. Drugie to uświadomić sobie istnienie nieświadomych sił i ich wpływu na jego życie. Trzecie to rozwinąć w sobie umiejętność zmiany tych postaw, które zaburzają jego stosunek do siebie i do otaczającego go świata” (Horney, 2014, s. 94).
Proste, prawda? Po pierwsze staramy się być szczerzy ze sobą i przed sobą wyrażamy (mówiąc do siebie wewnątrz lub głośno, lub krzycząc, malując, śpiewając, biegnąc itp.) to, co czujemy w środku, co wiemy, że jest prawdą, ale to wypieramy i zakrywamy czymś, bo się boimy z tym zmierzyć. Na przykład: czuję, że robię coś wbrew sobie, bo mam zakodowane przekonanie, że tak trzeba. Tak na marginesie, to od tego mamy większość fizjologicznych bólów.
„Nastawienie, o którym tu mowa, polega na bezwzględnej uczciwości w stosunku do siebie samego; a im jest ono bardziej ugruntowane, tym większa szansa odnalezienia siebie. Istnieje oczywiście różnica między postanowieniem, by być uczciwym wobec siebie, a możliwością wcielenia go w czyn. Ideał ten niejednokrotnie będzie znajdował się poza naszym zasięgiem. Na pociechę można powiedzieć, że gdybyśmy zawsze byli wobec siebie szczerzy, nie trzeba by żadnej analizy. Co więcej, zdolność do uczciwości wobec siebie będzie stopniowo wzrastać, jeżeli tylko wytrwamy w naszych dążeniach. Każda pokonana przeszkoda oznacza zdobycie pewnej wewnętrznej przestrzeni i umożliwia podejście do następnej z większą wewnętrzną siłą”
(Horney, 2014, s. 162)
Drugi zadanie polega na tym, że dopuszczamy do siebie fakt, że nie mamy pełnej kontroli nad swoimi uczuciami i reakcjami, że są czynniki i mechanizmy niezależne od naszej woli, które determinują, to jak żyjemy. Nieświadomych sił nie da się kontrolować. I nie trzeba ich kontrolować. Można sobie pomóc, dostrzegając je, uświadamiając je sobie i pracując nad nimi. Nigdy nie będziemy kontrolować nieświadomości, bo nie ma takiej potrzeby. Tak jak nie ma potrzeby pełnego kontrolowania za każdym razem uczucia smutku, czy radości, albo ręki jak sięga po widelec. Kontrola to iluzja, która ma zmniejszać lęk. Lęk się zmniejsza, właśnie kiedy przestajemy oszukiwać siebie, że go kontrolujemy, bo wtedy dopiero możemy się z nim spotkać. W procesie autoanalizy – wgląd, czy uświadamianie sobie prawdy o sobie jest trudne, bolesne i bardzo potrzebne. Karen Horney pociesza nas jednak:
„Reakcja na wgląd niekoniecznie musi być do końca negatywna. Czasem trwa ona względnie krótko i szybko zastępuje ją poczucie ulgi. Nie ma potrzeby opisywać szczegółowo czynników odpowiedzialnych za to, czy stosunek danej osoby do konkretnej prawdy o sobie może zmienić się w trakcie dalszej pracy z analitykiem. Wystarczy powiedzieć, że taka zmiana jest możliwa.Reakcji na odkrytą prawdę o sobie nie da się w pełni zrozumieć przez samo skatalogowanie według wywołanych przez nią uczuć ulgi, lęku czy beznadziei. Niezależnie od tego, jaka będzie bezpośrednia reakcja pacjenta, wgląd w siebie zawsze rodzi wątpliwość, gdyż jest wyzwaniem dla istniejącego stanu równowagi”
(Horney, 2014, s. 108)
Zmiana nie potrzebuje słów
To trzecie zadanie jest najtrudniejsze. Polega na wprowadzaniu realnych zmian po dokonanym wglądzie. Tutaj już nie będę się „przechwalał” przykładami. Żarty się tu kończą, ponieważ dopiero efekty prawdziwej zmiany utwierdzą nas, że proces autoanalizy się powiódł. Wcześniej możemy wpadać w pułapkę szybkich, chwilowych „uniesień”, niedających zmiany na dłużej. Ważne, żeby się nie poddawać albo nie wierzyć bezgranicznie, że to już sukces i moje życie się zmieniło już na zawsze. Za każdym razem, gdy będziecie sobie lub komuś mówić, że już wszystko wiem i się zmieniłem, to prawie pewne, że tak nie jest. Z prostej przyczyny. Kiedy nastąpi prawdziwa, odczuwalna zmiana w waszej psychice, to nie będzie potrzeby o tym opowiadać. Będzie to odczuwalne, widoczne i realne.
„Wniosek płynący z tych rozważań to banalna prawda, że jeśli pragnie się analizować siebie, nie wolno zatrzymywać się tylko na tym, co najbardziej widoczne. Trzeba korzystać z każdej okazji, by poznać bliżej tą nieznaną nam lub znaną z grubsza osobę, którą jesteśmy my sami. Powyższe zdanie to nie tylko figura retoryczna; większość ludzi wie bardzo mało o sobie i bardzo powoli dowiadują się, jak wielka jest ich ignorancja. Jeśli ktoś chce poznać Nowy Jork, nie patrzy na miasto wyłącznie z wierzchołka Empire State Building. Idzie na Broadway, odwiedza Central Park, opływa statkiem Manhattan, wsiada w autobus na Fifth Avenue i przygląda się z bliska wielu innym miejscom”
(Horney, 2014, s. 168)
Dlatego na początku swojej drogi ścieżkami autoanalizy potrzebujemy zadać sobie podstawowe pytanie: Czy ja znam siebie i czy chcę siebie poznać?
Jak to działa?
Warto też próbując autoterapię, nie ustalać sztywnych zasad i godzin, a odpuścić kontrolę (ponownie!) i zostawić więcej spontaniczności i swobody w przyglądaniu się sobie i temu, co tam jest w środku. Pamiętając nadal, że jest to celowy i ukierunkowany proces, a nie przypadkowe reakcje. Horney jednak ostrzega nas „[…] wobec sztywnego trzymania się z góry ustalonej pory autoanalizy wynika z tego, że nie powinna się ona stać „obowiązkiem”. Kojarzenie jej z powinnością odarłoby ją ze spontaniczności stanowiącej jej najcenniejszy i niezbywalny składnik” (Horney, 2014, s. 170). Można próbować różnych metod, jeżeli są w zgodzie z nami i nie powodują, że wpadamy błędne koło wymuszania czegoś na sobie i poczucia winy.
Tomasz Olchanowski w książce „Pedagogika a paradygmat nieświadomości”, w rozdziale dotyczącym autoanalizy wskazuje, że „[…] by móc w ogóle rozpocząć analizowanie samego siebie, najpierw trzeba się nauczyć wyciszać, siedzieć zrelaksowanym i skoncentrowanym. Cała sztuka autoanalizy polega na byciu świadomym czegoś i jednocześnie byciu świadomym swojej reakcji na to” (Olchanowski, 2013, s. 178). Nie każdemu może odpowiadać taki sposób. Techniczne metody autoanalizy mogą być bardzo różne w zależności od osobowości, temperamentu czy stylu życia. Zgadzam się jednak, że koncentracja i wyciszenie są kluczowym elementem w autoterapii.
Jakie efekty?
Kolejna podstawowa sprawa, to założenie, że jak już pracuję nad sobą, to wszystko naprawię, wyleczę, zmienię, pomogę, polepszę itd. (witamy kontrolę ponownie). Skupiamy całą energię na tym, żeby analizować, kosztem siebie, kosztem bliskich i kosztem samego życia. Rodzi się pewien absurd kiedy np. ktoś, kto pracuje nad problemem bycia w relacji i samotności – unika ludzi, bo przecież właśnie analizuje siebie pod kątem jak tu z tymi ludźmi być. Terapia staje się treścią życia i zamiast uwalniać – więzi. Można się wtedy usprawiedliwiać, że parzcież taki ktoś „pracuję nad sobą”, a tak naprawdę znalazł nowy rodzaj „ucieczki” od siebie i życia (czyżby „kontrola” po raz czwarty).
W takich sytuacjach mamy do czynienia z postawą wobec analizy „[…] wcale nierzadką zarówno wśród analityków, jak i pacjentów. Opiera się ona na założeniu, że sama analiza jest w stanie rozwiązać wszystkie nasze problemy. Kiedy jednak przypisuje się taką moc terapii, zapomina się tym samym, że najlepszym terapeutą jest samo życie” (Horney, 2014, s. 212). Nie oznacza to, że teraz odpuszczamy sobie autoanalizę i zaczynamy „po prostu żyć”. Oznacza to, żeby poczuć i zrozumieć, w którym momencie sobie odpuścić, a w którym się zatrzymać i poprzyglądać głębiej. Żeby przez terapie nie wypadać z rytmu życia i uczestniczyć w jego wzlotach i upadkach bardziej świadomie, ale ze świeżością i spontanicznością. Bez pędu, ścisku, szarpania i napięcia.
Oddaję teraz podsumowujący głos Karen Horney:
„Na koniec ostatnia przestroga: nie należy nigdy akceptować niczego ponadto, do czego jesteśmy naprawdę, przekonani. Niebezpieczeństwo to grozi bardziej osobom współpracującym z psychoanalitykiem, zwłaszcza jeżeli chętnie podporządkowują się autorytarnym opiniom. Możemy jednak mieć z nim do czynienia także wtedy, kiedy ktoś pracuje w pojedynkę. Ktoś taki może na przykład czuć się wewnętrznie zobowiązany zaakceptować każdą bez wyjątku „niedobrą” prawdę o sobie, jaka się tylko pojawi, i za każdym razem, kiedy waha się to uczynić, podejrzewać „opór”. Bezpieczniej jest wtedy uznać swoje interpretacje jedynie za przypuszczenia i nie próbować wmawiać sobie, że wszystko wynika z nich jasno i wyraźnie. Istotą analizy jest uczciwość wobec siebie i rozciąga się to także na akceptowanie lub nieakceptowanie danej interpretacji”
(Horney, 2014, s. 212)
Auto iluzja
Jak wspomniałem na początku, autoanaliza nie może być jedynym ratunkiem terapeutycznym. Może wspomagać psychoterapię własną lub inny rodzaj profesjonalnej pomocy. Myślę, że jasno przedstawiłem niebezpieczeństwa, jakie czyhają, gdy zbyt uwierzymy w moc terapii i zamiast „autoterapii” otrzymamy „auto iluzję”. Prekursor psychoanalizy Zygmunt Freud także zwracał na to uwagę, chociaż bardziej optymistycznie patrzyła na wartość autoanalizy:
„Psychoanalizy uczy się człowiek przede wszystkim na samym sobie, przez studiowanie własnej osobowości. Nie jest to równoznaczne z obserwowaniem samego siebie, ale, od biedy, można drugą z tych funkcji podporządkować pierwszej. Istnieje szereg częstych, znanych powszechnie zjawisk psychicznych, które człowiek sam może uczynić przedmiotami analizy przy pewnym obeznaniu się z techniką. Przy tej sposobności zdobywa się poszukiwane przekonanie o realności zjawisk, które opisuje psychoanaliza, oraz przeświadczenie o słuszności jej poglądów. Postęp na tej drodze jest jednak ograniczony. O wiele dalej zajść można, gdy się człowiek daje analizować przez doświadczonego analityka […]”
(Freud, 2021, s. 9)
Z kolei Jiddu Krishnamurti zwraca uwagę na bardzo często pomijany aspekt jakiejkolwiek „analizy”, który polega na tym, że już samo „analizowanie” jest przeciwieństwem jednoczenia, spójności, czy łączenia. Sam stosował w procesie poznawania siebie termin „obserwowanie” bez działania, oceny, wyboru. Jak się zastanowimy, to różnica nie jest taka subtelna. Oddaję głos panu K.:
„Powiedziałem: ,,analiza jest paraliżem”. Ponieważ każda analiza musi być perfekcyjna, kompletna; a ty obawiasz się, że może nie być kompletna; i jeśli jej nie ukończyłeś, przenosisz ją, jako pamięć, która następnie będzie analizowała kolejne zdarzenie. Tak więc każda analiza przynosi swoją własną niekompletność, dlatego jest całkowitym paraliżem. […] nie może zaowocować kompletnym działaniem; w końcu samo słowo „analiza” znaczy: rozpadać się”
(Krishnamurti, 2021a, s 260-261)
Małe bezbronne dziecko
Chociaż przez cały tekst mówiłem o pracy and sobą jako autoanalizie, to chciałbym, żeby podsumowaniem były słowa właśnie krytycznego wobec „analizy” Krishnamurtiego. Słowa, które mimo wszystko oddają esencją tego, co chciała przekazać Karen Horney w swojej książce. Jest to też bardzo praktyczna wskazówka mówiąca jasno – jakie podejście powinno nam towarzyszyć w procesie autoterapii, czy pomocy samemu sobie. Ponownie oddaję głos Krishnamurtiemu:
„Kiedy macie małe dziecko, słuchacie jego płaczu, wypowiadanych przez nie dźwięków i mamrotania. Troszczycie się o nie, więc nasłuchujecie; płacz dziecka wybudza was ze snu. Poświęcacie mu całą swą uwagę, ponieważ jest to wasze dziecko, musicie o nie dbać, musicie je kochać, mieć je przy sobie. Jesteście tak czujni, że budzi was każdy odgłos. Czy moglibyście poświęcić równie wiele uwagi, uczucia i dbałości sobie samym? Nie mnie, bo tak naprawdę to […] macie słuchać z tą nadzwyczajną, skoncentrowaną uwagą i troską tego lustra, które jest wami, tego, co wam ono mówi”
(Krishnamurti, 2021b, s. 113)
„Żyjemy pośród zamętu nawyków przekonań, konkluzji i opinii. To one wyznaczają wzorzec, zgodnie z którym funkcjonujemy i który naturalnie, będąc ograniczonym, musi powodować chaos. […] Jeśli jednak spróbujecie przyjrzeć się temu zamętowi, zrozumiecie to, pośród czego żyjecie, zrozumiecie przyczyny zamętu i dzięki temu zrozumieniu nastanie porządek, który przyjdzie naturalnie, bez wysiłku, bez żadnego przymusu i konieczności kontrolowania. Lustro mówi wam, że możecie odkryć te przyczyny w jednej chwili – nie werbalnie, intelektualnie czy emocjonalnie – możecie zaobserwować ten ruch zamętu w sobie i poznać jego przyczyny, wystarczy, że poświęcicie temu uwagę, taką samą uwagę, jaką obdarzacie małe bezbronne dziecko”
(Krishnamurti, 2021b, s. 114)
Autoterapia
Życzę każdemu, żeby potrafił obserwować ów „zamęt w sobie” z taką uwagą, zrozumieniem i miłością, jaką obdarza się swoje najukochańsze dziecko. Można to odnieść też do „wewnętrznego dziecka”, które jest w każdym z nas i też wymaga uwagi i czułości. Bez kontaktu z nim trudno być rodzicem. Chyba że poprzez wychowanie rozumiemy relację opartą na chłodzie emocjonalnym, kontroli i hartowaniu. Każdy ma „wewnętrzne dziecko”, które kochało bezinteresownie, cieszyło się pełnią poznawania świata, płakało i bało się, jakby świat miał się skończyć, tęskniło i potrzebowało bliskości. Możemy już wiele z tych rzeczy nie pamiętać, niektórzy wypierają i zamykają swoje „dziecko” w najgłębszych zakamarkach siebie. Fakt jest jednak taki, że każdy dorosły przeżył dzieciństwo. Te „dziecko” w nas to czuje i pamięta. Bycie i dorosłym i dojrzałym dla swojego dziecka to najlepszy początek.
Udanej autoterapii.
- Freud S. (2021). Wstęp do psychoanalizy, tłum. S. Kempnerówna, W. Zaniewicki, Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa
- Horney K. (2018). Autoanaliza, Vis-a-vis Etiuda, tłum. A. Gomola, Kraków
- Krishnamurti J. (2021a). Całkowicie inny sposób życia, Wydawnictwo KOS, tłum. R. Kubik, Katowice
- Krishanmurti J. (2021b). O miłości i samotności, Wydawnictwo Centrum, Gdynia
- Olchanowski T. (2013). Pedagogika a paradygmat nieświadomości, ENETEIA, Warszawa
Jeżeli chcesz się dowiedzieć więcej, to zapraszam do zapoznania się z innymi wpisami na BLOGU. Możesz też zapytać mnie osobiście w sekcji KONTAKT. Zachęcam też do zostawienia komentarza pod spodem wpisu.
Zachęcam do wsparcia moich działań – pod postacią filiżanki kawy.
Dziękuję za każde wsparcie!🙏