Bycie poza „ja” w akcie twórczym

O tym, jak powstaje dzieło sztuki i ile ma w tym udziału sam artysta

Często mówiąc o terapii przez sztukę wielu specjalistów podkreśla, że już samo tworzenie jest terapeutyczne. Oczywiście, żeby nastąpił proces terapeutyczny przy tworzeniu potrzebne jest zamierzone działanie w tym kierunku, lub intencja. Samo tworzenie sztuki nie jest arteterapią. Natomiast prawdą jest to, że potrzeba wyrażenia siebie przez sztukę wpływa leczniczo na naszą kondycję psychiczną. Co zatem takiego się dzieje podczas tworzenia, że człowiek może doświadczyć wglądu, rozwoju, poprawy stanu emocjonalnego lub innego ważnego przeżycia? Istotne wydaje się to, że w akcie twórczym artysta jest poza swoim „ja”. Może sięgać tam, gdzie ciągły natłok myśli, oceny, racjonalizacje, mechanizmy obronne, czy nawet świadomość nie mają dostępu. Więcej o tym powiedzą specjaliści.

Jak ja tworzę?

Zacznijmy od Alexandra Lowena:

„Każdy akt twórczy zawiera pewien element transcendentalny. Aby wywołać tę transcendencję, konieczne są dwa czynniki: natchnienie i pasja. Natchnienie do pracy artystycznej zawsze zawiera odrobinę boskiego ducha, pozwalającego artyście poddać swoje ego i zjednoczyć się z dziełem.  Poprzez owo poddanie się i zjednoczenie rodzi się coś nowego, coś co zawsze jest większe od samego artysty – czy będzie to ogromne malowidło, czy wielki utwór muzyczny – i zawiera w sobie ducha, który potrafi bardzo głęboko wzruszać tak wykonawców, jak i publiczność. Takie dzieła wydają się żyć własnym życiem”

Lowen, 2020a, s. 108

Lowen był zdania, że aby żyć pełnią życia, odczuwać autentycznie i zdrowo radość, miłość, smutek czy złość należy między innymi poddać „ja” (ego) swojemu ciału. Zaczynając od oddechu powoli odkrywać, co ciało mówi nam o naszych emocjach, potrzebach, cierpieniu i ukrytych ranach z dzieciństwa.  Podobne działanie dostrzega w akcie twórczym.

Żeby powstało dzieło o dużej wartości artystycznej, czyli autentyczne, wynikające z tego, co przeżywa artysta, silnie oddziałujące na odbiorcę i jednocześnie niosące w sobie treści głębokie i świeże np. ponadczasowe, symboliczne, czy wyprzedzające epokę, trzeba podczas tworzenia „odsunąć” ego. Co praktycznie oznacza niekierowanie się chęcią sukcesu, sławy, prestiżu, czy udowadnianiem czegoś sobie lub innym. Takie pragnienia i myśli i tak mniej czy bardziej będą w artyście. Natomiast odsuwając swoja „ja” na jakiś czas i dając przestrzeń intuicji, przeżywaniu zapraszamy do tworzenia to, co nieświadome. O tym więcej powie Jordan Peterson:

 „Sami artyści nie są w pełni świadomi tego, co robią. Nie mogą być, jeśli faktycznie kreują coś całkowicie nowego. W przeciwnym razie wystarczyłoby, aby jasno powiedzieli, co im chodzi po głowie, a potem przeszli nad tym do porządku dziennego. Nie musieliby wyrażać swoich myśli poprzez ekspresję w tańcu, w muzyce lub tworząc obraz. Tymczasem zdają się oni na własne uczucia oraz intuicję – swą zdolność do wykrywania wzorców – i wszystko to jest w większym stopniu ucieleśniane niż artykułowane […]. W trakcie procesu twórczego artyści zmagają się, borykają i siłują z problemem – być może nawet z problemem, którego sami w pełni nie rozumieją – starając się wydobyć na światło dzienne coś zupełnie nowego. Jeśli czynią inaczej, wszystko co robią, to nic innego jak tylko działalność propagandowa”

Peterson,  2021, s. 225

Propagandowa, czyli taka, która właśnie ma jakieś odgórne założenia. Chce coś uzyskać. Sławę, uznanie, stabilizacje. Wpłynąć na kogoś, coś wyjaśniać, stawać się albo po prostu się sprzedać. Takie działanie nie rozwiązuje wewnętrznych problemów. Lowen trafnie wyjaśnia, że:

„Nie ma tak naprawdę pasjonatów wartości ego, chociażwielu ludzi jest wiedzionych ambicją zdobywania takowych. Ambicja sławy czy też obsesja na punkcie bogactwa nie wywołuje dobrego samopoczucia ciała. Można powiedzieć, że bycie bogatym to miłe uczucie, ale to uczucie uwarunkowane jest przekonaniem ego, że bogactwo zapewnia bezpieczeństwo i władzę”

Lowen, 2020b, s. 282

W takich kategoriach trudno jest mówić o „dziele sztuki”, czy „artyście”. Trudno też żeby zaistniał jakiś głębszy wgląd, istotna zmiana, czy poprawa kondycji psychicznej. Artysta jest w takiej sytuacji rozdarty między tym kim chce być, a tym kim jest.

Co ja tworzę?

Powyższy problem rozwija Krishanmurti, opisując człowieka zjednoczonego ze sobą i światem, który potrafi być poza „ja”:

„Kiedy nie czuje się zraniony, kiedy rozumie czym jest cierpienie i przekracza ten stan, rodzi się w nim namiętność absolutnie niezbędna do zrozumienia nadzwyczajnego poczucia piękna. To piękno nie może zaistnieć, dopóki obecne jest nieustannie potwierdzające siebie „ja”. Możesz być świetnym malarzem, uznanym na całym świecie, lecz jeśli troszczysz się wyłącznie o swoje małe, zwierzęce „ja”, nie jesteś artystą. Sztuka jest dla ciebie jedynie środkiem do kontynuacji egoistycznych dążeń”

Krishnamurti, 2021, s. 197

Sztuka spełniająca tylko potrzeby „ja” zazwyczaj nie trafia szerzej. Nie powstają w ten sposób ważne i przełomowe dzieła. Dowodem jest to, co pokazuje historia sztuki, badania kulturoznawcze i rozwój psychologii. Jak zauważa Aniela Jaffé:

„Zacznę od psychologicznego faktu mówiącego o tym, że we wszystkich czasach artysta był instrumentem oraz rzecznikiem swojej epoki. Jego prace tylko częściowo należy rozumieć w kategoriach psychologii osobistej czy jednostkowej”

Jung i in. 2018, s. 349

Zazwyczaj artyści nie planują w racjonalny i wyrachowany sposób, że ich sztuka będzie odpowiedzią na kondycje świata, który ich otacza. Albo, że będzie odzwierciedlała, czy wyprzedzała epokę, w której żyją. Wybitni artyści i przełomowe dzieła powstają w dużej mierze dzięki nieświadomości.

Czy to ja tworzę?

Jak podkreśla Aniela Jaffé:

„[…] artysta nie jest w twórczości tak wolny, jak mógłby sądzić. Jeśli jego praca odbywa się w mniej lub bardziej nieświadomy sposób, to kontrolują ją prawa przyrody, które na najgłębszym poziomie odpowiadają prawom psyche i na odwrót”

Jung i in. 2018, s. 374

Jak mówił wybitny amerykański malarz Jackson Pollock:

„Kiedy zajmuję się malowaniem, to nie mam świadomości tego, co czynię. Dopiero po pewnym czasie „dochodzenia do siebie” rozumiem kim byłem. […] Staram się, aby to przepływało. Bałagan pojawia się dopiero wtedy, gdy tracę kontakt z obrazem. Kiedy nie tracę tego kontaktu, panuje czysta harmonia, łatwość dawania i brania, zaś obraz wychodzi dobrze”

Pollock za: Jung i in. 2018, s. 371

Jeżeli człowiek jest częścią natury i jego psychika działa w dużej mierze nieświadomie, to warto po prostu tworzyć szczerze wobec samego siebie. Jest to niestety trudne. Naturalne jest, to że artysta daje się kierować uczuciom, emocjom, intuicji, pragnieniom i potrzebom przy tworzeniu. To nie stanowi dużego problemu w byciu poza „ja” w akcie twórczym. Trudniej jest kiedy artysta chce kontrolować, stawać się, udowadniać oraz stosuje jeszcze wiele inny wyczerpujących świadomych wysiłków w sposób tworzenia i jego efekt. Ogromną sztuką jest w tej sytuacji po prostu być – być najlepiej tym kim się jest naprawdę.

Jestem tym co tworzę?

Jeszcze inny rodzaj bycia poza „ja” w akcie twórczym opisuje Krishanmurti :

„W starożytnych Chinach zanim artysta zaczynał coś malować – na przykład drzewo – przesiadywał przed nim przez wiele dni, miesięcy czy lat, tak długo, aż stawał się tym drzewem. Nie utożsamiał się z nim, był drzewem. To znaczy, że nie było przestrzeni pomiędzy nim a drzewem, że nic nie dzieliło obserwatora od przedmiotu obserwacji, nie było doświadczającego piękna, ruchu, cienia, głębi liścia, jakości barw. Malarz był  drzewem całkowicie, tylko w tym stanie mógł je malować”

Krishnamurti, 2019, s. 109

Podobnie dzieje się, kiedy malujemy autoportret. Widzimy nie tylko swoja twarz, jej rysy, formę i kształty. Widzimy też siebie samego, czyli rysujemy to czym jesteśmy, z całym wewnętrznym stanem „obecnym” na naszej twarzy.

Krishnamurti zwraca też uwagę na przestrzeń między artystą a obiektem malowanym. Chodzi o to, żeby tej przestrzeni nie było. W jego rozumieniu obserwator jest tym, co obserwuje. Jeżeli czujemy smutek, to jednocześnie tym smutkiem jesteśmy. Nie istnieje on poza nami.  Takie podejście oznacza, że artysta jest tym, co przedstawia, a przynajmniej jest całym sobą najbliżej tego, co tworzy. Jak się często mówi – artysta zostawia część siebie w dziele. Tak powstają dzieła sztuki przy jednoczesnej autoterapii.

Po co tworzę?

Mówiliśmy, że ważne dla rozwoju, czy wglądu jest bycia poza „ja” w akcie twórczym. Natomiast co w sytuacji, kiedy poczucie „ja” jest zaburzone? Wtedy też sztuka może pomóc. Z moich arteterapeutycznych doświadczeń z pracy z osobami chorującymi psychicznie wynika, że autentyczna twórczość pozwala wyrażać siebie w bezpieczny, niewerbalny sposób. Nawet w sytuacji, gdy dostęp do autentycznych i zdrowych emocji jest mocno utrudniony. Na tym polega największa wartość terapii przez sztukę – wystarczy poddać się, zaufać aktowi twórczemu i można spotkać prawdziwego siebie.

Podsumowując najprościej jak można: w akcie twórczym trzeba się zatracić, żeby znaleźć siebie.

  • Jung C.G. (2018). Człowiek i jego symbole, tłum. R. Palusiński, Wydawnictwo KOS, Katowice
  • Krishanmurti J.  (2019). Wolność od znanego, Wydawnictwo Centrum, Gdynia
  • Krishanmurti J.  (2021). O miłości i samotności, Wydawnictwo Centrum, Gdynia
  • Lowen A. (2020a). Duchowość ciała, tłum. S. Sikora, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa
  • Lowen A. (2020b). Radość. Naucz się wyzwalać energię stłumionych uczuć, tłum. K. Jakimowicz, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa
  • Peterson J.B. (2021). Poza porządek. Kolejne 12 życiowych zasad, tłum. Krzysztof Zuber, Freedom Publishing, Wrocław

Jeżeli chcesz się dowiedzieć więcej, to zapraszam do zapoznania się z innymi wpisami na BLOGU. Możesz też zapytać mnie osobiście w sekcji KONTAKT. Zachęcam też do zostawienia komentarza pod spodem wpisu.

Podobne treści

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *