Jak dobrze, że jesteś
O fakcie, jakim jest to, że istniejemy
Często szukamy sensu istnienia, próbujemy znaleźć jakieś wytłumaczenie tego, że znaleźliśmy się na tym świecie. Ludzki umysł pragnący stabilizacji i bezpieczeństwa sztucznie szuka wyjaśnień. Racjonalizuje i kategoryzuje. Dzieli i porównuje. Prowadzi to do tworzenia iluzji, że coś wiemy, że coś kontrolujemy. Kolejny krok jest jeszcze gorszy, bo dzieląc i kontrolując – tworzymy sobie wyobrażenie, że my albo coś jest złe, a inne dobre, że ktoś jest naszym wrogiem, że trzeba przetrwać, walczyć, zdobywać, posiadać. Tworzymy dające złudne poczucie wartości przekonanie, że musimy być kimś na pewno innym, od tego kim jesteśmy teraz. Przez tą dzielącą nas samych „myśl” gubimy to, że po prostu istniejemy i nie trzeba tego tłumaczyć, wyjaśniać i nadawać temu sensu.
Fakt, że jesteś na tym świecie to już najgłębszy i najważniejszy sens. Nazywamy to często „prawem do życia”. Jakie to komiczne, że nawet „istnienie” musimy wkładać w kategorie prawa i robimy z siebie kogoś, kto o tym decyduje. Czyli znowu kontrola, podział, strach przed utratą bezpieczeństwa.
Z całą powagą – jestem
Przedstawię kilka ważnych wypowiedzi znanych myślicieli na temat tego, co oznacza po prostu „być”. Zakładam, że podchodzimy do sprawy poważnie, z największą możliwą uwagą. Dlatego wyjaśniam na wstępie, że „samo bycie” nie oznacza ani wegetowania w stanie roszczeniowej bezsilności, ani drugiej skrajności pod postacią ucieczki od życia w stan „głębokiej” pseudo duchowości, o której pięknie mówimy i słyszymy, lecz nie doświadczamy i musimy wciąż o tym sami sobie przypominać, że jesteśmy uduchowieni, bo tego nie czujemy (lub płacić coachom, trenerom, przewodnikom, żeby nam przypominali).
Mówimy tu o niepodlegającym dyskusji stanie „bycia”, które jest faktem w aktualnej chwili. Bo jak to czytasz – to jesteś. Jak teraz patrzysz w ekran – to jesteś. Jak za chwilę rozejrzysz się dookoła, żeby oderwać wzrok od ekranu – to też jesteś. Skupimy się na tym – jak bardzo to czujemy, w jakim stopniu zdajemy sobie z tego sprawę. Jest to stan, który już masz i nie musisz nic z tym robić. Można się tylko temu przyglądać i pozwolić wzrastać. Spróbujemy to obserwować.
Tragedia istnienia
Na początku uspokoimy tych, co twierdzą, że trzeba się wciąż męczyć, walczyć żeby przetrwać, bo w życiu nie ma lekko. Oczywiście życie bywa często trudne, bolesne, niesprawiedliwe i tragiczne. To jest fakt. Dlatego z lęku przed tym, za cel główny stawiamy sobie ciągłe szukanie rozwiązań, naprawianie, ulepszanie – więcej i mocniej. Im bardziej będziemy szukali rozwiązania na ten fakt, tym szybciej się zmęczymy i polegniemy. Natomiast jak się temu przyjrzymy bez przymusu działania, naprawiania, bez lęku, oceny, krytyki to okazuje się, że mamy wszystko, co potrzeba. Pojawia się przestrzeń, energia i adekwatna reakcja. Bo nawet w sytuacji najgorszej tragedii, jest coś więcej niż tylko sama tragedia. Oto co mówi o tym Jordan Peterson:
„Prawidłowa postawa wobec tragedii Istnienia – alternatywa dla urazy, zakłamania i arogancji – polega na założeniu, że zarówno ty, społeczeństwo, jak i cały świat jesteście wystarczająco wartościowi, aby usprawiedliwić całą egzystencję. To wiara w siebie samego, w bliźniego oraz w samą strukturę Istnienia; wyraża ona przekonanie, że masz w sobie wszystko, co potrzebne, by stawić czoła trudom życia i czynić je możliwie jak najlepszym. To oczywiste, że fundamentalna niepewność Istnienia jest dla nas nieznośnym ciężarem. To oczywiste, że natura wykańcza nas na wiele bolesnych i niesprawiedliwych sposobów. To oczywiste, że nasze społeczeństwa grawitują w stronę tyranii, a indywidualna psychika człowieka ciąży w stronę zła. Nie oznacza to jednak, że nie możemy być dobrymi ludźmi, że nasze społeczeństwa nie mogą funkcjonować sprawiedliwie, oraz że natura nie może nam sprzyjać”
Peterson, 2021, s. 358
Czy zasłużyłem, że jestem
Teraz coś dla tych, co uważają, że nasze istnienie to dar, za który wciąż musimy płacić i dlatego musimy odsuwać siebie na bok i skupić się na innych. Najczęściej dla niesprecyzowanych wyższych celów. Przewrotność jest jednak taka, że jak poświęcamy siebie, to nas nie ma. To jak częsta sytuacja, gdy rodzic poświęca całe swoje życie dla dziecka, a dziecko czuje, że nie ma rodzica, nie ma miłości, bo przecież „poświecił” siebie. Dziecko potrzebuje, żeby rodzic był i kochał.
Podobnie jest z pomaganiem innym. Jeżeli jest to działanie wbrew sobie, za namową kogoś lub w imię zasad, w które do końca nie wierzymy, czyli że muszę pomagać, dawać, służyć, choć nie chcę. Marna to pomoc. Kosztuje dużo wysiłku, wyniszcza tego, co pomaga i często krzywdzi tych, którym pomagamy. Często robimy to, żeby pomóc sobie albo tak nas „wyszkolił” system rodzinno-społeczny. Czasem robimy to z lęku przed stratą lub dla własnej satysfakcji. A gdyby tak przyjrzeć się temu, że po prostu jesteśmy? Jak zauważa Jiddu Krishnamurti:
„Myśl w relacjach zawsze domaga się przyjemności, którą ukrywa pod różnymi pojęciami, takimi jak lojalność, pomoc, dawanie, podtrzymywanie, służenie. Zastanawiam się dlaczego w ogóle chcemy służyć? Stacja benzynowa na przykład oferuje dobra „obsługę”. Co znaczą te słowa: „pomagać”, „dawać”, „służyć”? O co tu chodzi? Czy piękny kwiat, pełen światła i uroku, mówi: „daję”, „pomagam”, „służę”? On po prostu jest! I ponieważ nie usiłuje nic robić, porasta całą ziemię„
Krishnamurti, 2019, s. 113
Bóg jeden wie czy jestem
W chrześcijaństwie ważną rolę odgrywa „służenie” Bogu. Warto jednak zwrócić uwagę, że nie jest to jednostronne. Bóg też w pewnym sensie służy nam. Jesteśmy przecież na tym świecie, który On stworzył. Proste i piękne. Mówi o tym Tomasz a Kempis w „O naśladowaniu Chrystusa”:
„11. Nie powinienem za coś wielkiego uważać tego, że służę Tobie, bo raczej to mi się jawi jako coś wielkiego i podziwu godne, że i takiego niegodnego biedaka raczysz przyjąć na swojego sługę i dołączyć go do swoich umiłowanych.
12. O to wszystko jest Twoje: i to, co mam, i to, dzięki czemu Ci służę.
13. A przecież jest całkiem odwrotnie: To Ty bardziej mnie służysz niż ja Tobie.
14. Oto niebo i ziemia, które stworzyłeś, by służyły człowiekowi, są gotowe i codziennie to wszystko czynią, cokolwiek im nakazałeś”
Kempis, 2014, s. 190
Podobnie jest z popularnym rozumieniem tego, że mamy tylko jedno życie. Co powoduje, że wpadamy w sidła krzywdzących nas skrajności: z jednej strony korzystanie i czerpanie ze wszystkiego na siłę i bez potrzeby, a z drugiej – ogromny lęk, żeby tego życia nie stracić. Jak duży to ciężar żyć w ciągłym poczuciu zasłużenia na życie i lęku przed śmiercią i utratą życia. Czy na pewno musi tak być? Jak zauważa Eckhart Tolle:
„Nie ma więc czegoś takiego jak „moje życie” czy „mam życie”. Ja jestem życiem. Ja i życie to jedno. Inaczej by mnie nie było. Jak więc mógłbym stracić życie? Jak można bowiem stracić coś, czego się nie ma? Jak mogę stracić coś, czym jestem? To niemożliwe”
Tolle, 2012, s. 78
Jestem problemem
Teraz o tym, jak niepotrzebnie wkładamy dużo wysiłku, żeby naprawić siebie i swoje problemy. Gdybyśmy mieli świadomość tego, że psychologicznie nie istnieje różnica między „mną”, a „problemem”. Nie możemy spojrzeć obiektywnie z boku na swój problem i wymyślić rozwiązania. Jeżeli czujesz smutek to go sobie nie „wyrwiesz”, nie „oddzielisz” od siebie i go zbadasz, naprawisz czy pozbędziesz. To strata energii i droga donikąd. Przyglądasz się całemu sobie – nie tylko smutkowi. Obserwujesz, co czujesz bez działania i dzielenia. Wtedy zrozumienie, że „ja” i „problem” to jedno, daje szansę na świeże spojrzenie i rozwiązanie:
„Czyli najważniejszym w tym wszystkim jest nasz stosunek, nasze podejście do rzeczy, gdyż zawarte w nim przesądy, lęki i oczekiwania nieuchronnie problem zabarwiają. Bezstronne, spokojne, – od wartościowania wolne – zdawanie sobie sprawy z rodzaju naszego podejścia stworzy żywy kontakt z zagadnieniem. Jest ono wytworem naszego „ja”, więc przede wszystkim to „ja” musimy zrozumieć; „ja” i „mój problem” czy trudność, nie są to dwa różne, oddzielne od siebie procesy. Ja sam jestem problemem który zachodzi mi drogę”
Krishnamurti, 1970, s. 104
Idąc dalej tym tropem – rozwiązanie jest już w nas samych, chociaż kultura, wychowanie, normy, zasady i reszta świętości kierują nas w inną stronę. Pięknie o tym mówi Lowen:
„Nasza kultura zwraca nas na zewnątrz i tam właśnie szukamy sensu naszego istnienia, w wydarzeniach, nie uczuciach; w robieniu nie byciu; w posiadaniu rzeczy, nie posiadaniu siebie. To czyste szaleństwo i doprowadza nas do szaleństwa, ponieważ odcina nas od natury, od ziemi, po której stąpamy, od rzeczywistości”
Lowen, 2020, s. 232
Jestem wszystkim co potrzebuję
To, że się urodziłeś/urodziłaś nie oznacza, że jest jakaś tego przyczyna, którą musisz pojąć, że masz jakieś zadanie, jakiś powód, jakieś przeznaczenie, czy misję. Najbardziej skrzywdzone dziecko to te, które jeszcze przed narodzinami zostaje „utopione” w bezkresnym morzu oczekiwań swoich rodziców. Dlatego oglądaliśmy goły i surowy fakt naszego istnienia. Nie moim zadaniem jest kierować, czy dawać rady i mówić co z tym zrobić. Każdy może odnaleźć to sam.
Jesteśmy na tym świecie i to już jest wszystko, czego potrzebujemy. To dobry start, żeby szukać, poznawać, rozwijać siebie i budować relacje z innymi ludźmi z może trochę mniejszym bagażem cierpień i trosk.
- Kempis T. (2014). O naśladowaniu Chrystusa, Wydawnictwo WAM, Kraków
- Krishanmurti J. (2019). Wolność od znanego, Wydawnictwo Centrum, Gdynia
- Krishanmurti J. (1970). Uwagi o życiu, tłum. W. Dynowska, Biblioteka Polsko – Indyjska, Bombaj
- Lowen A. (2020). Radość. Naucz się wyzwalać energię stłumionych uczuć, tłum. K. Jakimowicz, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa
- Peterson J.B. (2021). Poza porządek. Kolejne 12 życiowych zasad, tłum. Krzysztof Zuber, Freedom Publishing, Wrocław
- Tolle E. (2012). Nie jesteś samotną wyspą, tłum. W. Grajkowska, Wydawnictwo Medium, Czarnów
Jeżeli chcesz się dowiedzieć więcej, to zapraszam do zapoznania się z innymi wpisami na BLOGU. Możesz też zapytać mnie osobiście w sekcji KONTAKT. Zachęcam też do zostawienia komentarza pod spodem wpisu.
Zachęcam do wsparcia moich działań – pod postacią filiżanki kawy.
Dziękuję za każde wsparcie!🙏